Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 lutego 2013

Kontakt

Hej wam wszystkim ! Chciałabym tylko powiedzieć, że jeśli macie jakieś pytania to wysyłajcie mi je na pocztę:
1d.opowiadanie@gmail.com

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 2

            Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Nie wiedziałam która jest godzina, chciałam tylko aby ten nieznośny dźwięk ucichł. Sięgnęłam po komórkę, która leżała na szafce. Nie sprawdzając nawet kto jest z rana tak natrętny odebrałam.
- Haloo ? - Zapytałam z zaspanym głosem.
- No cześć, wydaje mi się, czy cię obudziłam ? - Usłyszałam.
- Wydaje ci się.. - Odpowiedziałam sarkastycznie. - ,a z kim mam zaszczyt rozmawiać ? - Dodałam po chwili.
- Z tej strony Eliza, droga Kasiu. Eliza Stankiewicz. Kojarzysz ?
- Eliza ? Po co mnie budzisz ? - Zapytałam.
- Wczoraj wyleciałaś do Londynu. Nie widziałyśmy się aż dwa dni! I ty się pytasz po co cię budzę ? - Jej podnoszący się głos drażnił moje uszy, ale wiem, że jak jej nie odpowiem to nie odpuści.
- Dobra, sorki. Po prostu się nie wyspałam. - Odpowiedziałam. - Lot minął .. - Zastanawiałam się co powiedzieć. To, że mało co nie zwróciłam śniadania, czy to, że znam już jedną osobę w tym wielkim mieście. - Nie było tak źle, myślałam, że będzie dużo gorzej.
- To dobrze. Widzisz doleciałaś cała i zdrowa. Jednak nie każdy samolot jest skazany na roztrzaskanie się. Nie ważne, muszę ci coś powiedzieć. - Jej głos jakby posmutniał. Przestraszyłam się, nie wiedziałam o co może chodzić. - Ostatnio mój ojciec bardzo choruje, nie chce go zostawiać samego. Wiem, że miałam do ciebie przyjechać, ale na razie nie dam rady. Muszę z nim zostać, tylko on mi został. - Ostatnie słowo wypowiedziała niemalże bezdźwięcznie. Nic nie odpowiedziałam. - Przepraszam muszę kończyć. - Odparła po chwili. Nie mogłam wydusić ani słowa. Jak to nie przyjedzie ? Miałyśmy tu być razem. Miała to przylecieć jak tylko wróci od ciotki, u której przebywała. Rozumiem ją, rozumiem czemu nie może tego zrobić, ale i tak nie chciałam tego słuchać. Po usłyszeniu tego było mi po prostu, źle ? Nie wiem czy to dobre określenie, na to co właśnie teraz czuje. Między nami nastałam cisza. Wiedziałam, że zaraz może się rozłączyć. Nie pozwoliłam jej na to.
- Ja wiem. - Powiedziałam o dziwo nie zaspanym głosem. - Jak jego stan już się polepszy, zadzwoń. Mam nadzieje, że za niedługo się zobaczymy. - Dodałam po chwili.
- Wiedziałam, że zrozumiesz. Obiecuje, że wkrótce przylecę do Londynu. Muszę kończyć, zadzwonię jutro. Pa. - Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ się rozłączyła.
          Po te rozmowie czułam się nijako. Nie wiedziałam co mam teraz robić. Przyleciałam tu wprawdzie nagrać swoją własną płytę, ale chciałam żeby Eliza przy mnie była.
         Odłożyłam telefon na szafeczkę nocną, opuściłam łóżko i wyszłam na balkon. Zimne powietrze buchnęło mi prosto w twarz. Tego mi brakowało. Oparłam się o barierkę i zamknęłam oczy. Eliza nie przyjedzie. Wiedziałam, że nie chce zostawiać ojca. W końcu, gdyby skierowano go do szpitala, ona nie miałaby gdzie się podziać. Ja w Londynie, najbliższa rodzina we Wrocławiu, a z Gdańska to Wrocławia trochę jest. Zostaje jej tylko.. matka. Pomyślałam. Niby ją ma, niby jak każdy szczęśliwy człowiek, ma matkę. Nie sądzę jednak aby Eliza była osobą, która jest zadowolona z tego co dał jej Pan Bóg. W prawdzie kto normalny by był. Na pewno nie dziecko, które ma w domu.. alkoholiczkę. Alkoholiczkę, która sypia z każdym kogo napotka na pierwszej lepszej imprezie. Kto chciałby mieszkać z kimś kto codziennie wraca do domu schlany. Sądzę, że nikt nie stoi w kolejce po takie życie. No cóż rodziców się nie wybiera. Jej matka jest całkowicie pozbawiona praw rodzicielskich, a Eliza mieszka ze swoim ojcem. Gdy ją poznałam myślałam, że to zwykła dziewczyna ze zwykłymi problemami, lecz się myliłam. Kiedyś może była szczęśliwa. Teraz nie jest już tą samą dziewczyną. Cieszę się, że ją poznałam. Eliza dała mi to czego ja nie miałam, radość z życia. Zawsze stara się ukrywać swoje problemy. Na co dzień zgrywa szczęśliwą, normalną dziewczynę, którą interesują kosmetyki i ubrania. Ci, którzy jednak poznali ją lepiej tak jak ja wiedzieli, że nie jest taka. Jej zainteresowania były zupełnie inne. Sądzę, że nie często spotyka się nastolatkę ma w głowie jedynie obraz operacji chirurgicznych. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, lubiłam słuchać jej opowiadań i ciekawostek na ten temat. Moje rozmyślenia przerwała mi mała kropla, która spadła na mój lewy policzek. No tak. Pomyślałam. To Londyn, tu nie ma określonej pogody. Widząc, że na ulica robi się coraz mokrzejsza wróciłam do hotelowego pokoju. Było dosyć ciepło, więc nie zamknęłam za sobą drzwi. Spojrzałam na łóżko, które było zupełnie inne niż poprzedniego dnia. Wczoraj pięknie pościelone, dzisiaj jedynie kołdra leżąca na podłodze, a każda poduszka w innym miejscu. Nie przejmując się tym za bardzo spojrzałam na zegar wiszący nad łóżkiem. 12.36 . Trochę mi się zaspało. Podeszłam do komody i kucnęłam, próbując otworzyć walizkę, wypchaną po brzegi moimi ubraniami. Nie zastanawiając się zbyt długo wyjęłam z niej czarne rurki i koszulkę w paski. Ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Stanęłam przed lustrem i ujrzałam na mojej głowie jedną, wielką szopę mokrych w dodatku włosów. Wyjęłam z kosmetyczki szczotkę i spróbowałam zrobić z moimi włosami porządek. Po jakiś dziesięciu minutach mi się udało. Związałam je szybko w luźnego koka. Kiedy mniej więcej byłam już gotowa, poszłam do kuchni. Jak w każdej hotelowej lodówce, można było znaleźć coś do jedzenia. Po dłuższym zastanowieniu, wyjęłam ser żółty, a z chlebaka leżącego obok kuchenki, której znając mnie nie będę używała wzięłam świeży bochenek chleba. Poszukiwanie sztućców zajęło mi dłużej niż rozczesywanie włosów. W końcu się udało. Pokroiłam chleb, posmarowałam dwie kromki masłem i położyłam na nie po plastrze sera. Wszystkie produkty schowałam na swoje miejsce i usiadłam przy stole. Śniadanie zajęło mi około trzydziestu minut. Nie lubiłam szybko jeść. Pomyślałam co mogę dzisiaj  robić. Wyjrzałam za okno. Słońce oświetlało całkowicie kuchnię w której przebywałam. Postanowiłam się przejść. Nie będę marnować czasu na siedzenie w hotelu. Czym prędzej chwyciłam moją torbę, która leżała w przedpokoju na podłodze. Były w niej rzeczy z podróży samolotem. Wypakowałam je. Wypakowałam, czyli rzuciłam na łóżko. Panował na nim teraz jeszcze większy chaos. W mojej torbie znajdował się teraz tylko portfel i telefon. Wzięłam również z komody hotelową kartę i wyszłam na korytarz. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę głównego wyjścia. Będąc już na zewnątrz nie wiedziałam gdzie się udać.  W końcu jestem pierwszy raz w tym mieście. Na przeciwko był park, stwierdziłam, że było to jedyne miejsce, w którym CHYBA się nie zgubie. Przeszłam na drugą stronę. Po chwili znajdywałam się w ustalonym do odwiedzenia miejscu. Szłam chodnikiem przed siebie. Park był naprawdę piękny. Po każdej stronie były zielone wierzby, między nimi stały drewniane ławki. Obok każdej, czarna, wysoka typowo londyńska lampa. Po jakiś dziesięciu minutach fascynowania się wyglądem tego miejsca doszłam do jeszcze bardziej zapierającej dech w piersiach ogromnej fontanny. Wokół niej biegała gromadka radosnych dzieci. Pewnie bym jeszcze tak stała i przyglądała się temu obrazkowi, gdyby nie dźwięk mojego telefonu. Skierowałam się w stronę najbliższej ławki, usiadłam i wygrzebałam z torby komórkę. Spojrzałam na ekran. MAMA. To się zacznie - Pomyślałam. Nie zdążyłam przyłożyć telefonu do ucha, a już usłyszałam jej donośny głos.
- Kasia, dziecko drogie, czemu się nie odzywasz ? Nic ci nie jest ? Wiesz jak się martwiłam, chciałam już dzwonić do ciotki Ewy, żebyś to u niej się zatrzymała. - Nie lubiłam kiedy się tak martwiła. Mówiłam jej to nie raz, ale ona i tak swoje. Zawsze była nadopiekuńcza, ale i tak ją kocham, nieraz ta nadopiekuńczość mi pomaga.
- Tak mamo, żyje. Lot był spokojny, mam gdzie mieszkać i czuje się świetnie. - Odpowiedziałam jej powoli, aby ją uspokoić.
- Boże jak dobrze,a co tam słychać ? - Udało się.
- Wszystko okej. Właśnie jestem w parku, który znajduje się na przeciw mojego hotelu.
- Jak tylko będę mogła wziąć urlop to przylecę tam do ciebie, bo już tęsknie.
- Ja też tęsknie. - Odpowiedziałam bez dłuższego zastanowienia się.
Rozmawiałyśmy tak jeszcze z dobre pół godziny. 
-  Dobra Kasia, to co zadzwonię jutro, to porozmawiamy dużej.- Zaśmiała się -  Kocham cię pa.
- Ja ciebie też. do zobaczenia. - Po tych słowach rozłączyłam się i schowałam telefon z powrotem do torby. Siedziałam na tej ławce jeszcze dobrą godzinę. Znudziło mi się to kiedy bawiących się wokół fontanny dzieci było coraz więcej. Robiły coraz więcej hałasu, ale najgorsze jednak było jak podchodziły i ochlapywały mnie wodą, którą nabrały do rąk. W końcu nie wytrzymałam i ruszyłam w kierunku wyjścia z parku. Wychodząc pomyślałam, że dobrze by było gdybym zakupiła coś do jedzenia na obiad i kolację. Tak więc ponownie wyjęłam mój telefon i włączyłam w nim aplikację GPS. Tym razem moi rodzice się nie mylili, każąc mi to zainstalować. Spojrzałam na ekran i wiedziałam już gdzie się udać. Najbliższy sklep, Tesco był trzy aleje stąd. Krótki spacer nikomu jeszcze nie zaszkodził. Pomyślałam. Zablokowałam komórkę i schowałam ją z powrotem. Wyszłam z parku nie gubiąc się O.o . Na niebie pojawiły się chmury, których barwa wskazywała jedynie na deszcz. Dojście do Tesco zajęło mi około czterdzieści minut. Po wejściu do niego, chwyciłam koszyk i ruszyłam między regały. Po wybraniu produktów, zapłaciłam za nie i wyszłam ze sklepu. Na zewnątrz temperatura się trochę obniżyła, a ja byłam w samej koszulce. Gdy wracałam do hotelu całkowicie się rozpadało. Nie czekając dłużej weszłam do najbliższej klatki schodowej. Niestety i tak nie zdążyłam dotrzeć tu sucha. Oparłam się o drzwi i cierpliwie czekałam aż deszcz przestanie padać, lecz po chwili usiadłam. Nie lubię stać w jednym miejscu.
 

 Po  chwili wstałam i wyszłam na zewnątrz. Wróciłam do hotelu. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją, siedziała na moim łóżku. Nie widziałam jej twarzy, miała ukrytą ją w dłoniach. Była załamana. Podeszłam bliżej. Usłyszałam ciche szlochanie. Płakała.
- Eliza. - Klęknęłam przed nią. - Co się stało ? - Zapytałam, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. - Eliza, powiedz mi, co się stało. - Spróbowałam jeszcze raz. Otarła łzy ze swoich policzków i uniosła głowę.

- On, on .. - Tu jej głos się złamał. Trudno jej było cokolwiek wypowiedzieć. Nie wiedziałam o co może chodzić. Co mogło doprowadzić ją do takiego stanu. Dziewczyna rozpłakała się jeszcze bardziej. Usiadłam obok niej. Przytuliłam ją. Siedziałyśmy tak obie przez pare minut. Kiedy się trochę uspokoiła, przestała płakać i się trząść chciała dokończyć zdanie. - On mnie zostawił. Zostawił mnie ! Tak po prostu. Jest egoistą, w ogóle o mnie nie myślał ! Znów zaczęła płakać, płakać i krzyczeć.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - Wiedziałam, że nie jestem zbyt dobra w pocieszaniu ludzi. 
- Nie, nie będzie dobrze ! Co ty możesz wiedzieć ? Nigdy nie miałaś tak jak ja. Obudź się w końcu i spójrz prawdzie w oczy ! Obudź się, Obudź się, obudź się ...
- Obudź się ! Halo ! - Poczułam jak ktoś mną szarpie i krzyczy. 
- COOOOOOBOŻEPRZEPRASZAM ! - Krzyknęłam. Otworzyłam oczy i ujrzałam mężczyznę z czarnymi, roztrzepanymi włosami i ciemną karnacją. Jego brązowe oczy wpatrywały się we mnie. Jakby się czegoś przestraszył.
- Za co ? - Zapytał widocznie zdezorientowany. - Za to, że zasnęłaś w... - Tu przybrał dość śmieszny wyraz twarzy. - ... klatce schodowej ? - Dokończył.
- Nie no, tak jakoś. - Było mi głupio. Jedyne co czułam to wstyd. Brawo Kasiu, pierwszy dzień w Londynie, a ty już wioche odstawiasz. W sumie to śmiać mi się chciało z tej sytuacji. Gdy tak sobie pomyśle co ja bym zrobiła jakbym zobaczyła śpiącą w klatce schodowej nastolatkę.. nie wiem czy przeżyłabym to bez zawału. Na szczęście chłopak, który miał zaszczyt mnie spotkać na swej drodze musi mieć mocne nerwy. 
- Wstaniesz w końcu, czy chcesz jeszcze pospać ? - Zapytał. 
- ,a tak. Zamyśliłam się. - Szczerze mówiąc myślałam, że on już poszedł. Chłopak wyciągnął dłoń w moim kierunku, aby pomóc mi wstać. Chwyciłam ją. Kiedy stanęłam narówne nogi, otrzepałam się i spojrzałam na mulata. 
- Dzięki. - Powiedziałam, po czym podniosłam swoją torbę. Miałam już wychodzić, ale chwycił mnie za nadgarstek. Gwałtownie się odwróciłam. 
- Jestem Zayn. - Przedstawił się, lecz puścił mnie dopiero gdy spojrzałam na moją rękę.
- Kasia. Odpowiem od razu, nie jestem z Anglii. Pochodzę z Polski. - Powiedziałam po chwili. 
- Serio ? - Zapytał zdziwiony. - Ogólnie to fajne imie. Takie oryginalne. - Dodał po chwili.
- U was może oryginalne. - Uśmiechnęłam się. Wyjrzałam przez okno. Nie przestało padać, w dodatku się zciemniło. - Muszę już iść. - Spojrzałam na Zayna. Chłopak przyglądał mi się jeszcze chwile, po czym dodał:
-  Będziesz szła piechotą w taką pogodę ? Podwiozę cię. 
- Nie, nie trzeba. - Nie chciałam z nim jechać. Znam kolesia piętnaście minut. - Poradzę sobie. 
- O nie, nie, nie mnie tak łatwo się nie pozbędziesz. Podaj mi tylko adres. - Szybko i pewnie odpowiedział. Nie wiedziałam co powiedzieć, jak się wykręcić. - Na co czekasz ? - Zapytał. - Znów się zamyśliłaś ? - Uśmiechnął się. Nie wymyśliłam ani jednej dobrej wymówki, dlaczego miałabym z nim nie pojechać. - Wyjdź na zewnątrz, a ja wezmę twoje zakupy. - Wskazał na reklamówkę leżącą obok mnie. Zupełnie o nich zapomniałam. Znając mnie pewnie bym je tu zostawiła.
- Dobra. - Odpowiedziałam. Wyszliśmy na zewnątrz. Kierowałam się za Zaynem. Po chwili staneliśmy przed czarnym samochodem. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że kosztował on majątek. Nie powiem, trochę się zdziwiłam. Chłopak mieszka w starej kamienicy, a auto ma naprawde dobre. Zayn otworzył przede mną przednie drzwi, a ja wsiadłam. Zamknął je za mną. Do hotelu było około dwadzieścia minut drogi. Minęły one dosyć szybko. Dowiedziałam się, że był on u swojej babci w odwiedziny. Czyli jednak się myliłam. Pewnie mieszka w jakiejś willi z basenem i innymi takimi. 
- Jesteśmy. - Odparł Zayn.
- Jeszcze raz dziękuje za odwiezienie mnie. - Obdarowałam go uśmiechem. Wzięłam torbę, zakupy i wyszłam z samochodu. Gdy byłam już w hotelu, ledwo co stałam na nogach. Odłożyłam zakupy do kuchni i wzięłam szybki prysznic. Po wyjściu z łazienki wypakowałam telefon z torby i spojrzałam na ekran, 20.14. Czuje jakby była co najmniej druga w nocy. Upewniłam się czy zamknęłam drzwi od mojego apartamentu i wróciłam do sypialni. Oczywiście rzeczy, które leżały na łóżku znajdowały się teraz na podłodze. Oprócz kołdry i poduszek, rzecz jasns. Spojrzałam przez okno. Ta okolica miasta wieczorem wygląda naprawdę ładnie. Pomyślałam, po czym zgasiłam światło, położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą po sam czubek nos i zasnęłam. 



~
Drugi rozdział. Tak jak mówiłam, będzie dłuższy ;b 
Przepraszam, że tak długo nie wstawiałam ale byłam chora i nawet nie miałam siły pisać. Komentujcie <3 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 1


- Dobra, pół godziny, pół godziny ! Trzydzieści minut. Wytrzymam już przeżyłam 2 godziny, zaraz koniec. - Z moich rozmyśleń wyrwał mnie pasażer siedzący obok mnie ''dźgając'' mnie kredką w brzuch.
- Możesz się uspokoić ? - Zapytał mały chłopiec, z czarnymi, krótko ściętymi włosami i zielonymi, ogromnymi tęczówkami. Miał bladą twarz, na której znajdowało się mnustwo piegów. Był ubrany w granatowe dżinsy, idealnie dopasowaną do spodni koszulkę i zieloną bluzę. Nagle poczułam bul w środkowej części brzucha.
- Możesz przestać ? - Zapytałam zdenerwowana, ale na swój sposób spokojna. Czując, że znów zrobił to samo.

- Dziwoląg.. - Burknął pod nosem. 
- Ejj, grzeczniej trochę. - Odpowiedziałam. 
- Jestem grzeczny. Moge ci nawet zaproponować grę w karty. - Po wypowiedzeniu tego zdania. Wyszczerzył się do mnie. Było to strasznie uroczę,pomimo tego, że brakowało mu paru zębów. 
- Okej, ale musisz mi przypomnieć jak w to się gra. - Odwzajemniłam uśmiech. Chłopiec schował gazetkę z kolorowankami i kredki, którymi mnie ''dźgał'' do plecaczka w kształcie dinozaura i wyjął z niego prostokątne pudełko z kartami.

- No to w co chcesz zagrać ? W ''Makao'' czy ''Piotrusia'' ? - Zapytał wyjmując ostrożnie karty, aby się broń boże nie wysypały.

- Hmmm, pomyślmy.. Nie jestem zbyt dobra w piotrusia, zagrajmy w makao. - Odpowiedziałam na pytanie.
- W takim razie zagramy w piotrusia. - Odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- No jasne zapytaj się, a i tak zrób swoje. - Wymamrotałam pod nosem, praktycznie nie słyszalnie. W czasie kiedy mój towarzysz rozdawał karty podziwiałam widoki zza okna.Były one przepiękne. Nic dziwnego, że byłam nimi tak zachwycona, w końcu to moja pierwsza podróż samolotem. W sumie to cieszyłam się, że mam jakieś zajęcie, które odciąga mnie od myślenia na jekiej wysokości się znajduje i to, że w każdej chwili samolot którym lecę może spaść, roztrzaskać się o ziemie, i .. OOOO ZNOWU TO ROBIĘ ! 
- Coś się dzieje ? - Zapytał tak jakby trochę zatroskany. Już miałam mu odpowiedzieć, ale mnie wyprzedził. - Nie ważne, grajmy. - Wzięłam do ręki moje karty i zaczęłam wyszukiwać czy mam może jakieś pary. Nic, nic, nic.. O JEST ! Zadowolona odłożyłam na bok karty o tym samym obrazku. 
- Moment ! - Krzyknął. - Zanim zaczniemy.. Jestem Jake. - Powiedział i wystawił rękę w moją stronę. 
- Kasia, miło mi. - Podałam mu dłoń. 
- Ka.. CO ? - Zapytał. Nie dziwię mu  się, że nie umie wymówić mojego imienia. W Anglii zapewne nie słyszy się takiego zbyt często. - W takim razie skąd ty jesteś ? - Zapytał mnie. 
- Z Polski. - Odpowiedziałam mu. 
- Naprawdę ? Ale fajnie ! Poznałem Polkę !! - To miłe widzieć jak mały Londyńczyk cieszy się, że poznał kogoś takiego jak ja. Taką zwykłą dziewczynę z nie za bardzo sławnego kraju jak Polska. Chłopcu nadal nie schodził uśmiech z twarzy. Nawet kiedy z głośników wydobył się charakterystyczny odgłos co oznaczało przemowę stewardessy Jake nie przestawał się uśmiechać. Wszyscy ucichli, byli skupieni na tym co usłyszą. Oczywiście wszyscy oprócz posiadacza plecaczka w kształcie dinozaura. Po jakiś 5 minutach stewaressa skończyła swą jakże interesującą przemowę w 5 językach, która miała na celu przekazać pasażerom samolotu, że za około 10 minut lądujemy. W sumie to czekałam na ten moment dwie i pół godziny, ale sama myśl, że już nigdy nie spotkam tego uroczego chłopca mnie dobijała. Pomimo tego, iż znam go około trzydzieści minut bardzo go polubiłam. Nie rozmyślałam już dłużej, wiedząc, że za dziesięć minut lądujemy oddałam Jakowi karty, w które nie zdążyliśmy pograć i zaczęłam pakować swoje rzeczy to torebki. Między innymi był to telefon, słuchawki, jakieś tabletki na chorobę lokomocyjną i bidon z herbatą. Ostatni raz spojrzałam przez okno i ujrzałam centrum Londynu. Po paru chwilach ten piękny widok zniknął i widać było jedynie plac lotniska. Znów stewardessa zaczęła swą przemowę, ale już nie przez mikrofon,tylko weszła do kabiny osobiście. Nagle samolot wylądował i można było wychodzić. Wzięłam moją torebkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Otrzymałam swoją walizkę i miałam już kierować się do tasówkie kiedy usłyszałam za mną jakieś krzyki. Odwróciłam się i ujrzałam małą osóbkę podbiegającą do mnie. Nie był to nikt inny niż Jake. Chłopiec przytulił się do mnie. Odwzajemniłam uścisk. Po paru sekundach się od siebie oddaliliśmy. Chłopiec uśmiechnął się do mnie i wrócił do swoich rodziców, a ja weszłam do taksówki. Spojrzałam przez szybę, mogłam zobaczyć jak ostatni raz do mnie macha z tym swoim zaraźliwym uśmieszkiem. Podałam taksówkarzowi adres hotelu, w którym miałam rezerwację i odjechaliśmy.
    Podsumowując. Jestem Kasia Wysocka, mam 17 lat, zajęłam pierwsze miejsce w X-Factor i jestem tu w Londynie, aby spełniać marzenia.



~
No i jest mój pierwszy rozdział. Nie wiem czy mi wyszedł, liczę na wasze zdanie. Przepraszam za błędy ;) Następny będzie za około tydzień, przy dobrych wiatrach wcześniej.
Pozdrawiam wszystkich ;b

+ Wiem, że jest krótki, ale dopiero zaczynam. Myślę, że następnym razem będzie dłuższy rozdział.